Rafał Kapler, szef spółki zarządzającej Stadionem Narodowym przyznaje, że nie ma porozumienia z PZPN w sprawie użytkowania obiektu. - Stawki, jakie oferuje Grzegorz Lato, są najniższe na rynku. Stadionowi Narodowemu nie opłaca się organizować meczów reprezentacji na takich warunkach - stwierdza.

PZPN chciałby zapłacić 100 tysięcy złotych za mecz, a wówczas przychody miałby na poziomie 5 mln złotych. Tymczasem inni najemnicy będą płacić za wynajem Narodowego ok. 1.5 mln złotych!

- Będziemy grać tam, gdzie zaproponują nam lepsze warunki. Jeśli mam do wyboru stadion, na którym ktoś nie chce mi oddać lóż biznesowych, i taki, za który zapłacę kilkaset tysięcy i dostanę loże, to jak pan myśli, który wybiorę? Poza tym nie możemy grać wszystkich meczów w Warszawie. Mamy piękne stadiony w innych miastach i zjedliby mnie, gdyby tam nie grała reprezentacja - stwierdził Lato w rozmowie z "GW".

Lato chce, by reprezentacja grała na różnych stadionach, bo liczy że zapewni sobie w ten sposób przychylność działaczy z tzw. "terenu". Kapler wciąż liczy, że zdoła dogadać się z PZPN. - Prezes Lato musi zrozumieć, że na nowoczesnych stadionach musi być kompromis. Zarobić musi organizator imprezy i operator stadionu, a nie tylko jedna strona - tłumaczy.

Nowa minister sportu Joanna Mucha będzie musiała jakoś rozwiązać ten problem. Albo wymusi ustępstwa w PZPN, albo zmusi operatora, by tracił na wynajmie stadionu. Jest jeszcze możliwość, że kadra nie będzie grać na Narodowym, a ten zamieni się w biurowiec w żaden sposób nie powiązany ze sportem. Przypomnijmy - kosztował on podatników 1.5 mld złotych.